XII WROCŁAW INDUSTRIAL FESTIVAL
Współczesna fala zespołów, która pojawiła się na fali odrodzenia post-punka, opiera się przede wszystkim – niestety – na kopiowaniu wielkich poprzedników tej stylistyki. Jednak w przypadku szwedzkiej formacji Agent Side Grinder jest inaczej – jej muzycy w pełni świadomie sięgają do najgłębszych korzeni i ducha wczesnych lat 80-tych XX wieku i stamtąd czerpią inspiracje dla swojego własnego, oryginalnego stylu, będącego mieszanką post-punka, krautrocka, klasycznego industrialu i elektronicznego eksperymentowania. Efektem jest nie idąca na żadne kompromisy nowoczesna muzyka, okraszona apokaliptycznym śpiewem lidera formacji Kristoffera Gripa. W ich utworach słychać wpływy starych mistrzów z tamtych lat – nasuwają się na myśl takie nazwy, jak Kraftwerk Einstürzende Neubauten, Depeche Mode, Suicide, Cabaret Voltaire czy Joy Division – dodatkowo podlane sosem belgijskiego EBM i psychodelii à la The Doors. To wszystko razem daje unikalne, współczesne i świeże brzmienie, które przemówi zarówno do fanów industrialu, jak i electro, oldskulowego EBM czy krautrocka. Agent Side Gronder poprzez lata istnienia udowodnił, że jest wspaniałym zespołem koncertowym, który na scenie używa tylko analogowego sprzętu. To jedna z tych formacji, w której muzyce można usłyszeć wszystko – potrafią jeden utwór zagrać wypełniony głębokim eksperymentowaniem, by zaraz potem zaskoczyć przebojową melodią, zapodaną na tle industrialnych zgrzytów i pomruków. Czasami mroczni jak pierwsze gotyckie zespoły, w innym momencie zaskakują żywiołowością i energią.
Aluk Todolo w dosłownym tłumaczeniu znaczy „Droga Przodków” i jest starożytną, animistyczną religią z górskich regionów południowej Indonezji. Czego zatem można spodziewać się po zespole, który przyjął miano tajemniczego systemu wierzeń za swoją nazwę? Sami muzycy tego francuskiego instrumentalnego tria określają swoją twórczość jako occult rock (taki tytuł nosi też ostatnia płyta formacji z 2012 roku) – occult, bo ich utwory dźwiękowo, muzycznie, tematycznie i estetycznie nawiązują do wiedzy na temat ukrytych, tajemniczych sił kosmosu i umysłu, a rock – bo używają w tym celu tylko i wyłącznie tradycyjnego rockowego instrumentarium: gitary, basu i perkusji. Rezultatem ich muzycznych poszukiwań jest metodyczna eksploracja potęgi muzycznego transu, z odwołaniami przede wszystkim do surowości i zimna ukrytego w black metalu oraz do dziwności związanej z krautrockowym eksperymentowaniem. Długie, czasem nawet trwające po kilkanaście minut utwory zespołu, są nastawionymi na repetycyjność hipnotycznymi kompozycjami, wypełnionymi harmonicznymi i dysharmonicznymi rozwiązaniami brzmieniowymi i niezwykłymi wzorcami rytmicznymi. Aluk Todolo to alchemiczne połączenie w jedno dźwiękowych sprzeczności – ich muzyka jest agresywna, ciężka i przytłaczająca, a w tym samym momencie spokojna, uspokajająca i wypełniona jedyną w swoim rodzaju kontemplacyjnością. To muzyczny, psychofizyczny rytuał, w którym dźwięki pełnią rolę wehikułu przenoszącego umysł w inne wymiary rzeczywistości.
Muzykę istniejącego już od 1996 roku projektu Anemone Tube, prowadzonego przez Stefana Hansera, najlepiej można określić jako unikalną i umiejętną mieszankę dark ambientu, noise, power electronics, industrialu i sound artu. Anemone Tube oferuje słuchaczom intensywne, wręcz psychogeniczne doświadczenie dźwiękowe – kompleksowe i dogłębnie przemyślane, wychodzące daleko poza granice wszystkich wymienionych powyżej estetyk, których jest połączeniem i wypadkową. W kompozycjach projektu umiejętnie łączą się cechy akademickiego eksperymentu muzycznego z estetyką bardziej przynależną undergroundowemu, industrialnemu terytorium. To noise w najlepszym wydaniu, zachowujący swoją destrukcyjną i czystą naturę, ale w tym samym momencie naznaczony czymś subtelnym i głęboko osobistym. Anemone Tube to przede wszystkim gęste industrialne pejzaże; to masywne ściany dźwięku wypełnione seriami muzycznych przypływów i odpływów inkrustowanych oryginalnymi nagraniami terenowymi pochodzącymi z rożnych środowisk, zarejestrowanymi podczas podróży artysty po całym świecie; to w końcu niezwykła, pełna sprzecznych emocji atmosfera. Nie jest to w żadnym wypadku muzyka jednostajna – jest ona oparta przede wszystkim na ciągłych zmianach brzmienia i nastroju, z wyraźną dynamiką i dramatycznymi kulminacjami. Utwory projektu są często ze sobą koncepcyjnie powiązane – artysta analizuje w nich świat zmysłowy skonfrontowany z buddyjską psychologią i nihilistyczną filozofią, której źródła można odnaleźć w filmach i książkach takich twórców, jak Michael Haneke, Hayao Miyazaki, H.P. Lovecraft, Yukio Mishima czy J. G. Ballard.
Massimo Magrini, utalentowany muzyk i inżynier nowych technologii, już od wielu lat prowadzący swój sztandarowy projekt Bad Sector, jest osobą zafascynowaną nauką oraz wszelkimi elektronicznymi dźwiękami i instrumentami. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu i zdobytej edukacji w dziedzinie muzyki komputerowej, Magrini zasłynął z tworzenia własnych, nowych instrumentów – zarówno cyfrowych, jak i analogowych – które wykorzystuje potem w nagraniach projektu. Kompozycje Bad Sector opisuje się jako mieszankę ambientu, noise, minimalu i muzycznego eksperymentu. Sam artysta określa tworzone przez siebie dźwięki jako głęboko nasycony emocjami, mroczny ambientowy noise. Zainteresowania artysty są wyraźnie widoczne w tytułach albumów i utworów i podejmowanych przez niego tematach – mikrobiologia, matematyczne algorytmy, fizyka kwantowa czy eksploracja przestrzeni kosmicznej. I dlatego w nagraniach Bad Sector możemy odnaleźć przeróżne dźwięki – fale i sygnały radiowe, szumy transformatorów wysokiego napięcia, przekazy sond kosmicznych i wiele innych. A to wszystko w umiejętny sposób wplecione w pełne harmonii, dronowe strumienie dźwięków. Muzyka Bad Sector jest krańcowo bogata – skrząca się milionem detali na minutę, gdzie każdy pojedynczy klik lub elektryczny mikrotrzask jest dźwiękowym odpowiednikiem pojedyńczej molekuły lub atomu. Czasem jest to muzyka wyciszona, wręcz delikatna i eteryczna, pozbawiona mroku i agresji, innym razem potrafią wynurzyć się z niej bardziej złowróżbne i ciemne elementy
Pojekt Mirka Matyasika działający nieprzerwanie od 1998 roku, łączy z powodzeniem tradycje muzyki industrialnej ze współczesnymi produkcjami spod znaku „nowej elektroniki”.Ma na koncie kilka pełnowymiarowych wydawnictw, remiksów udział w wielu kompilacjach oraz występów w kraju i zagranicą.
Nie zamyka sie na konkretny gatunek i flirtuje z wieloma stylistykami.
Wypakowane mocnymi, dynamicznymi bitami, nawracającymi liniami melodycznymi i połamanymi rytmami utwory są w stanie zadowolić nawet najbardziej wybrednych koneserów muzycznego eksperymentu. Po C.H. District nie można się jednak spodziewać tradycyjnej, monotonnej i lekkostrawnej wersji techno – w kompozycjach projektu znajome elementy muzyki tanecznej są radykalnie dekonstruowane, klasyczne bitowe konstrukcje ulegają transformacji w niekonwencjonalną, napakowaną glitchami rytmiczną miksturę, a ciężkie linie basowe naznaczone są radykalnymi eksperymentami brzmieniowymi. To przestrzenna muzyka, oparta na ambientowych pejzażach, dopełnionych całą gamą często zaskakujących zgrzytów, szumów, sprzężeń, klików i rytmicznych trzasków. Słychać tu wpływy i elementy wszelakich elektronicznych, technoidalnych odmian industrialu, da się tu zauważyć strukturę i klimat najlepszych odmian tego, co zwykło się określać mianem nowych brzmień, w wyraźny sposób widać oryginalność i odwagę w eksperymentowaniu z rytmem.
Dla członków austriackiego zespołu Collapsing New People nie ma nic złego w patrzeniu zarówno w przeszłość muzyki, jak i w odważnym wybieganiu w jej przyszłość. Grupę założyło w 2002 roku w Wiedniu czterech muzyków, którzy na koncercie Einstürzende Neubauten zdecydowali, że też chcą zmieniać świat za pomocą samodzielnie wykreowanych dźwięków. Eksploracja emocji głęboko tkwiących w korzeniach nowej fali, post-punka i wczesnej elektroniki doprowadziła ich do twórczego przetworzenia tych doświadczeń. W ten sposób narodziła się charakterystyczna formuła brzmienia Collapsing New People – mikstura popu lat 80-tych XX wieku i elektroniki z lat 90-tych, skonfrontowana z innymi inspiracjami i zainteresowaniami jego członków, takimi jak Dada, art brut, film noir czy science fiction . Wszystkie te muzyczne i pozamuzyczne elementy, najpierw zostały rozłożone przez artystów na części pierwsze, a potem zrekonstruowane w ich utworach w całkowicie odmiennym kształcie, pasującym nie tylko do teraźniejszości, ale będącym też zapowiedzią przyszłości. Oczywiście Collapsing New People to coś więcej niż tylko suma ich inspiracji, mimo że grupa nie wstydzi się ich i nie boi się z nich czerpać. Takie nacechowane nowatorstwem podejście do tworzenia muzyki, w połączeniu z hołdem dla jej przeszłości, dało w rezultacie coś wyjątkowo świeżego – coś, co ma dużą szansę na stanie się wzbogacającym doświadczeniem dla każdego słuchacza, niezależnie od tego czy ceni on przede wszystkim eksperymenty, czy szuka on psychodelicznego przeżycia, czy też po prostu chce potańczyć w rytm wyśmienitego futurystycznego electro w wykonaniu zespołu.
Już od ponad trzydziestu lat Philip Best jest zaangażowany całym swoim jestestwem w kreowanie najbardziej radykalnych form muzycznych w różnych odsłonach. Był członkiem Whitehouse – najsłynniejszej formacji power electronics, jest znany z kolaboracji z takimi tuzami noise, jak Merzbow, Skullflower czy Ramleh, w końcu prowadzi swój własny, założony przez niego w wieku zaledwie 14 lat projekt Consumer Electronics. Słowo najlepiej określające istotę Consumer Electronics to ekstremalność: ekstremalność w dźwiękach, które są brutalnym atakiem na całą istotę odbiorcy; ekstremalność w tekstach, które poruszają najbardziej mroczne elementy ludzkiej psychiki i zachowań; to w końcu ekstremalność w scenicznym przekazie, kiedy to artysta odgrywa przed publicznością bluźnierczo-groteskowy, naładowany wulgarną seksualnością performance. To pełna konwulsywności i radykalnej agresji bezlitosna muzyka. Tu nie ma miejsca na współczucie, nie ma czasu na miłosierdzie. Głośne i klarowne wokale zapodawane są z totalną intensywnością, wszystko w krańcowo szybkim rytmie, bez chwili na oddech czy odpoczynek – to słowny karabin maszynowy, w którego ładunku nie istnieje żadne tabu czy niewygodne tematy. A muzycznie jest to ogłuszający strumień sprzężeń i pisków na wysokich częstotliwościach, które wdzierają się bezlitośnie w mózg słuchacza, dostarczając męczącej ścieżki dźwiękowej dla przytłoczonych zmysłów. Ten projekt to agresywny strumień świadomości w dźwiękowej, werbalnej i wizualnej formie, a Philip Best w swoim wcieleniu jako Consumer Electronics to obcy w parku, przed którym ostrzegali cię rodzice.
Założona w 1987 roku przez Stephena Meixnera i Jonathana Grieve formacja Contrastate to jeden z dłuższych stażem projektów istniejących na około-industrialnej scenie. Początkowo osadzony mocno w muzycznej tradycji wczesnego industrialu, zespół eksperymentował z granicami hałasu, głośności i częstotliwości, a celem muzyków była fizyczna konfrontacja z możliwościami dźwięku. Contrastate jednak ciągle ewoluowało i powoli odchodziło od bazującej na ekstremach improwizacji w stronę wyważonych, bardziej subtelnych kompozycji. Obecnie brzmienie formacji sytuuje się gdzieś w sferze awangardowej odmiany mrocznego rytualnego ambientu połączonej z elementami eksperymentalnego noise. Ich zróżnicowany muzycznie dorobek, odznaczający się unikalnymi elektronicznymi manipulacjami połączonymi z teatralnie brzmiącymi deklamacjami, osadzonymi na tle nasyconych surrealistycznym brzmieniem industrialnych dźwięków, budzi podziw swoją kompleksowością i oryginalnością. W ich nagraniach dźwięki potrafią niespodziewanie zanikać i powracać w radykalnie zmienionej formie, boleśnie niskie częstotliwości potrafią płynnie przechodzić w ekstremalnie wysokie tonacje, a transowa rytmika współgrać z wielowymiarowymi, ambientalnymi pejzażami. Contrastate jest wręcz wzorcowym przykładem eksperymentowania w muzyce – jego muzycy najlepiej się czują wypróbowując różnorodne idee, różne sposoby nagrywania oraz różne drogi wykorzystania instrumentów.
W niektórych wypadkach otoczenie, w którym wychował się i w którym mieszka artysta, ma niebagatelny wpływ na cały jego światopogląd i twórczość. Tak właśnie jest w przypadku Dead Factory, projektu muzycznego pochodzącego z Sosnowca Macieja Mutwila. Rzeczywistość miasta leżącego w sercu najbardziej uprzemysłowionego regionu w Polsce odbija się wyraźnie w muzycznych kreacjach projektu i ma też swój wyraz w towarzyszącej mu metaforyce i wizualności. Dźwięki kreowane przez Dead Factory można opisać jako mroczny, minimalistyczny ambient, połączony z industrialnymi elementami. Brzmienie projektu przywołuje na myśl ponure, pełne korozji i pyłu wizje postindustrialnych krajobrazów, wypełnionych wyłączonymi już z użytku kopalniami, fabrykami i pozostałościami po erze Zimnej Wojny – opuszczonymi jednostkami wojskowymi, zrujnowanymi hangarami i sypiącymi się pomnikami. Muzyka Dead Factory jest zaproszeniem do tego zimnego świata rdzy, betonu i nieużytków. Dźwięki i obrazy z otoczenia, w którym mieszka Maciej Mutwil są przetransformowane w jego muzykę – w industrialny ambient spod znaku Lustmord, oparty na zmechanizowanych samplach i ciężkich, klawiszowych tłach.
Historia istniejącego już od ponad trzydziestu lat projektu In The Nursery, prowadzonego niezmiennie przez braci bliźniaków Klive’a i Nigela Homberstone, naznaczona była ciągłą chęcią eksperymentowania i poszukiwania nowych form wyrazu. Choć muzyka tworzona przez formację w pierwszym okresie jej istnienia sytuowała ją w kręgu brytyjskiego industrialu, to jednak artyści na kolejnych albumach stopniowo odchodzili od tej stylistyki, z czasem kreując swój własny, rozpoznawalny styl. Początkowa fascynacja braci post-punkowymi grupami w stylu Joy Division ustąpiła miejsca urzeczeniu neoklasycystyczną stylistyką, która wkrótce stała się znakiem rozpoznawczym In The Nursery. Zespół porzucił industrialne zgrzyty na rzecz bardziej wyrafinowanych i subtelnych środków wyrazu. Od tej pory projekt kojarzony jest przede wszystkim z klasycznym instrumentarium, wspomaganym przez komputerowe sekwensery, dzięki któremu udaje mu się przywołać atmosferę pełną emocji i klimatyczności. Kompozycje In The Nursery, wypełnione najnowszą technologią muzyczną w połączeniu z klasycznymi aranżacjami i orkiestralną perkusją, posiadają wyjątkową ilustracyjną i wizyjną moc – dlatego zespół został doceniony przez producentów i ich utwory pojawiają się regularnie w ścieżkach dźwiękowych wielu znanych filmów (między innymi były wykorzystane w Gran Torino, Beowulfie, Awiatorze, Wywiadzie z wampirem i w wielu innych obrazach). Grupa słynie też z tego, że od wielu już lat sama przygotowuje wysoko oceniane przez krytykę i fanów nowe soundtracki do niemych filmów, takich jak Gabinet doktora Caligari, Człowiek z Kamerą czy Męczeństwo Joanny d’Arc.
Minęło już kilkanaście lat od momentu, kiedy Erik Jarl i Martin Bladh, zmęczeni konwencjonalnością zalewającej ich na co dzień muzyki i poszukując bardziej agresywnej, niekonwencjonalnej drogi artystycznej ekspresji, w 1997 roku rozpoczęli współpracę pod szyldem IRM. Przez ten czas z domorosłych dźwiękowych samouków stali się mistrzami środowiska studyjnego i kreowania radykalnych dźwięków. Podążając ścieżka wytyczoną wcześniej przez takie projekty, jak Brighter Death Now czy Whitehouse, IRM wciąż ewoluuje, pozostając jednak wciąż wiernym ekstremalnej wersji power electronics i death industrialu. Znakiem rozpoznawczym formacji jest głos Bladha, który wykrzykuje teksty zainspirowane dziełami takich kulturowych outsiderów jak Yukio Mishima, Rudolf Schwarzkogler czy Francis Bacon i ich obsesją na punkcie bólu, czystości i piękna. Ta estetyka w połączeniu z ostrymi dźwiękami pokazuje, że IRM to coś wyjątkowego i unikalnego na tle wtórności reprezentowanej przez większość projektów współczesnego power electronics. W kompozycjach formacji, pozornie prostych i cechujących się znaczną powtarzalnością struktur rytmicznych, muzycy umiejętnie wykorzystują i łączą każdy z wykorzystywanych przez siebie elementów dźwiękowych, by na ich podstawie zbudować misterną i pełną detali atmosferę. Twórczość IRM to samo jądro industrialnej estetyki, to przekaz i dźwięki, które potrafią zaburzyć codzienną rzeczywistość i zdezorientować słuchacza, ale jednocześnie mają działanie katarktyczne. To muzyka intymna i mechaniczna zarazem, jednocześnie ezoteryczna i krańcowo bezlitosna.
Ambient potrafi mieć różne oblicza – czasami jest ciepłą i miłą muzyką tła, innym razem bywa ciężki, mroczny i pełen niepokoju. Formacji Komora A, której członkami są Jakub Mikołajczyk, Karol Koszniec i Dominik Kowalczyk, zdecydowanie bliżej do tej drugiej stylistyki. Muzyka zespołu jest pełna podskórnego niepokoju, głębokich dronów, subtelnych wstawek rytmicznych, dostojnych dźwięków analogowych i modularnych syntezatorów, industrialnych ozdobników i wielopoziomowych struktur dźwiękowych – a to zaledwie kilka z elementów wykorzystywanych przez grupę w celu osiągnięcia własnego, unikatowego brzmienia. Jest to muzyka improwizowana, pełna transowości i kontemplacyjności, wypełniona mrocznymi plamami dźwiękowymi i doprawiona radykalnymi częstotliwościami. Fragmenty ciszy sąsiadują tu z ciemną, pełną udziwnień elektroniką, gdzie medytacyjność spotyka się z gęstymi, czasem drapieżnymi emanacjami dźwiękowymi. Komora A radykalnie eksperymentuje z muzyczną i dźwiękową materią, tworząc muzykę ciekawą i w wielu momentach zaskakującą pomysłowością i nowatorstwem.
Już od prawie dekady Mercydesign, amorficzny kolektyw muzyków skupionych wokół postaci niemieckiego artysty i kompozytora Philipa Albusa, celebruje dekonstrukcję muzyki. Umiejętnie łącząc w jedną spójną (choć wypełnioną sprzecznościami) całość całą gamę muzycznych gatunków, estetyk i stylistyk, takich jak IDM, hałaśliwy krautrock, kosmiczną i dronową muzykę, dark ambient, psychodelię i muzykę klasyczną, dorobek twórczy grupy nie sposób określić inaczej, niż jako przykład błyskotliwego, nowoczesnego eklektyzmu. Poza prostym i oczywistym uwielbieniem muzyki i dźwięku samego w sobie i obok wyrywania z kanonicznych kontekstów przeróżnych muzycznych i niemuzycznych źródeł, muzyka formacji jest głęboko osadzona w tradycji kultury postindustrialnej. Stawiając sobie za cel zrozumienie muzyki jako środka nie tylko do tworzenia alternatywnych przestrzeni dla zmysłów, ale także jako wehikułu do zmiany percepcji i przez to również kreowania otaczającej rzeczywistości na nowo, Mercydesign swoimi kompozycjami stara się wydobyć na światło dzienne ukryte ślady tego, co zwykło określać się mianem „wyższego świata”. Mercydesign to tajemna misja, która jest romantyczna w filozoficznym sensie i niezwykle odkrywcza w sensie artystycznym.
Obszary muzyczne, po których porusza się Tomasz Mirt, używający swojego nazwiska jako nazwy projektu, są bardzo szerokie i różnorodne – rozciągają się od minimalu i ambientu, poprzez psychodelię i post-rock, aż po stylistyki industrialu i lo-fi. Niektórzy krytycy próbują wsadzić go do dość pojemnej szuflady oznaczonej metką post-industrialu, ale sam artysta woli określać tworzone przez siebie dźwięki mianem neopsychodelii. Mirt tworzy muzykę za pośrednictwem szeregu modułów analogowych oraz instrumentów muzycznych, takich jak gitary elektryczne, klawisze i trąbki. Solowe nagrania Mirta, udzielającego się też na co dzień w innych formacjach (takich jak One Inch of Shadow czy Brasil and The Gallowbrothers Band), czasami są bardziej ciche od nagrań terenowych, które często pojawiają się w jego utworach. Czasami charakteryzuje je monotonna repetycyjność, choć potrafią też zaskoczyć swoją podskórną drapieżnością. Muzyk wyraźnie deklaruje, że ważna jest dla niego przypadkowość dźwięku, coś ze świata absolutnie akustycznego, ale i specyficznego dla starej elektroniki, gdzie drobne różnice są efektem chaotycznych zmian, a nie skomplikowanych cyfrowych algorytmów. Dlatego jego wyrosłe na bazie field recordingu ambientowe kolaże pełne są niespodziewanych akustycznych wydarzeń i momentów. To muzyka do słuchania i odczuwania w skupieniu, do głębi synestezyjna i pełna wizyjności. Mirt jest wirtuozem sztuki zlepiania nagrań terenowych i syntezatorowych barw w jedną, sugestywną i spójną całość.
Monopium to jednoosobowy eksperymentalny projekt, za którym kryje się pochodzący z Płocka muzyk Michał Majcher. Nie jest łatwo w jednoznaczny sposób sklasyfikować twórczość formacji – można ją opisać jako muzyczny kolaż, bazujący na fascynacji artysty dadaizmem, awangardą i atmosferą starych berlińskich kabaretów. Utwory Monopium tworzą niezwykły, hipnotyzujący swym oniryzmem pejzaż dźwiękowy, który na długo zapada w pamięć – to niecodzienna mieszanka złożona z wielu elementów, zestawionych ze sobą czasem w bardzo zaskakujący sposób: neo-cabaretu, postindustrialu, muzyki konkretnej, drone czy nawet free jazzu. Klimat preparowanych dźwięków przywołuje skojarzenia z ilustracją dźwiękową do filmów noir, ze sztuką surrealistów i dadaistów. To muzyka abstrakcyjna, nieco wynaturzoną, wręcz nie z tego świata – to dźwiękowy zapis szalonych improwizacji, cut-up’owych eksperymentów i egzotycznych wycieczek stylistycznych. W dodatku każda z kompozycji projektu okraszona jest przeróżnej maści nietypowymi dźwiękami: wyciem syren alarmowych, zapętlonymi dźwiękami pozytywki, trzaskami z płyt winylowych, głosami w różnych językach, przelewaniem się wody, uderzeniami w pianino i całą masą innych ozdobników. Całości towarzyszy specyficzny klimat, pewna aura tajemniczości, która spina wszystkie elementy w jedną całość. Można śmiało powiedzieć, że Monopium, dzięki bardzo otwartej formule, braku barier stylistycznych i ciągłemu poszukiwaniu, tworzy nową jakość, co znacznie wyróżnia go spośród artystów – nie tylko ze sceny postindustrialnej.
Nothing But Noise to nowy muzyczny eksperyment trzech muzyków – Daniela Bressanuttiego z Front 242, Dirka Bergena, który jest współzałożycielem i byłym członkiem tej formacji oraz Erwina Jadota. Jeśli ktoś spodziewa się po tym projekcie kontynuacji stylistyki obranej przez Front 242, może się bardzo zdziwić – Nothing But Noise to raczej anty-Front 242 i jest formacją nastawioną na ambient i improwizację, podczas gdy rodzima formacja Bressanuttiego i Bergena zdecydowanie bardziej kojarzona jest z rytmicznością i energetycznością przekazu. Zainspirowani przez takie postaci i projekty muzyczne jak Tangerine Dream, Klaus Schulze, Kraftwerk, BBC Radiophonic Workshop czy przez grupy grające krautrock, artyści postanowili dopisać nowy rozdział do stylistyki obranej wcześniej przez wymienione powyżej zespoły i osoby, by korzystając z ich dorobku pójść dalej naprzód. Rezultatem jest uwspółcześniona wersja napędzanej starymi analogowymi syntezatorami progresywnej muzyki elektronicznej z lat 70-tych XX wieku, nad którą unosi się duch Jeana Michela Jarre’a, Holgera Czukaya z Can czy też wykonawców z kręgu space rocka. Nothing But Noise jest hołdem dla starej analogowej elektroniki, która została wykorzystana w sposób szczególny – podczas gdy wielu artystów używa jej, by przywołać estetykę minionej epoki, członkowie formacji kładą nacisk na potencjał i możliwości wykorzystania jej w przyszłości.
Andy Oppenhaimer to wokalista, autor tekstów, ekspert od uzbrojenia i kiedyś połowa duetu Oppenheimer Analysis, pionierskiej formacji synth-popowej z lat 80-tych XX wieku. Mahk Rumbae to producent i muzyk elektroniczny, znany ze współpracy z industrialnym projektem Konstruktivists. Tych dwóch artystów, po wspólnym występie w legendarnym wiedeńskim klubie Rhiz w kwietniu 2012 roku, postanowiło połączyć swoje siły i doświadczenia, by wspólnie powołać do życia nowy zespół. Obaj dzieląc fascynację popem z lat 60-tych i synthem z lat 80-tych stworzyli projekt Oppenheimer Mk II, w którym łączą te elementy, tworząc nowoczesny synth-pop – czasem bardzo taneczny i przebojowy, innym razem mroczny, wypełniony groźnymi i nieprzyjemnymi dźwiękami. Ze zderzenia temperamentów i umiejętności tych dwóch weteranów elektronicznej sceny musiało powstać coś wyjątkowego – dla obu była to możliwość odbicia się od formacji, z którymi byli przez lata związani i kojarzeni. I tak Oppenheimer Mk II, krocząc ścieżką przetartą przed laty przez takie formacje, jak Erasure, Soft Cell czy Mesh, ukazuje słuchaczom inną stronę muzyków – opartą na popowej wrażliwości, pozbawioną melancholijnego minimalizmu Oppenheimer Analysis czy agresywności Konstruktivists. To synth-pop XXI wieku, dostosowany do nowej publiczności i jej nowych oczekiwań.
Spherical Disrupted to projekt muzyczny prowadzony przez Mirko Hentricha, członka Experimentum Crucis oraz współzałożyciela i właściciela wytwórni Audiophob. Muzycznie jest to wyjątkowa minimalistyczna elektronika, którą można usytuować gdzieś pomiędzy stylistykami noise i ambientu, wypełniona często specyficznym, pełnym dziwności klimatem i będąca zaskakującą miksturą wyraźnie ustrukturyzowanych dźwiękowych elementów z czystym, chaotycznym hałasem. Spherical Disrupted atakuje słuchacza całą masą ciężkich rytmów, zniekształconych dźwięków i subtelnych syntetycznych linii melodycznych. Nieczęsto zdarza się usłyszeć tak umiejętne połączenie IDM z dark ambientem – czasami brzmiące bardziej industrialnie, czasami zwracające się w stronę techno, a wszystko to razem zaprezentowane w zimnej, klinicznej i mechanicznej manierze. Utwory projektu łączą w sobie surowe, pełne złowróżbnych odcieni, wielopoziomowe pejzaże dźwiękowe z powoli i misternie budowanym tłami złożonymi z maszynowych hałasów, pulsującej elektroniki i ciepłych synthów – takie kombinacje elementów pojawiają się często w muzyce Spherical Disrupted, nadając jej charakter bliski strukturze niepokojącego marzenia sennego. Tu ostre bity mieszają się z pełnym gęstej atmosfery klimatem, tu proste, minimalistyczne rytmy rozwijają się w brzmienia nawiązujące do starej elektroniki, tu w końcu ostre i zgrzytliwe sekwencje hałasu splatają się z delikatnymi melodiami. Ten projekt to wydobycie na światło dzienne ciemnych struktur, tkwiących gdzieś pomiędzy ambientem i noise, elektroniką i nagraniami terenowymi. To miejsce spotkania mroku i rytmu.
SZELEST SPADAJĄCYCH PAPIERKÓW (PL)
Szelest Spadających Papierków, formacja uznawana za prekursora polskiej muzyki awangardowej i noise, powstała w 1981 roku w Gdańsku. Kiedyś była to grupa zupełnie niesubordynowana, o płynnym składzie i zmiennym instrumentarium (muzycy często niszczyli lub gubili instrumenty po szaleńczych koncertach). Znakami charakterystycznymi Szelestu z tamtych czasów były: prowokacja, awangarda i muzyczna destrukcja. Koncerty grupy były wydarzeniami o charakterze bardziej happeningowym niż muzycznym. Członkowie zespołu często przebierali się w najbardziej niespodziewane stroje, między utworami odczytywali manifesty. Bardzo często muzyka schodziła na drugi plan, wydawała się tylko dodatkiem. Szelest grał w tamtych czasach bardzo chaotyczny, ekstremalny hałas, inspirując się dość wyraźnie dokonaniami zachodniej awangardy i bardzo wówczas silnego nurtu industrialnego. W obecnym składzie SSP to zwarty noisowy duet serwujący abstrakcyjną nie-muzykę przy użyciu analogowego generatora oraz zestawu Game-Boy’ów. Szelest Spadających Papierków XXI wieku to szelest cybernetycznych stosów. Nie daje wytchnienia, ani ukojenia. To abstrakcyjny galimatias ośmiobitowych retro-dźwięków zapomnianej konsoli Nintendo, zaplątany w gąszcz generatorowych pisków, zgrzytów i warkotów. Tu nie ma nawet namiastki melodii. Jest cybernetyczny trans, do którego główkami ruszają kondensatory i diody. To dyskoteka dla kserokopiarek i niszczarek dokumentów. Jakkolwiek ująć to w słowa – jedno jest pewne: to propozycja radykalna. Tylko dla największych śmiałków Kosmosu.
Sens kryjący się w słowie underviewer ma budzić przede wszystkim skojarzenia z ciekawością, czymś ukrytym, podziemiem czy poszukiwaniem pod rzeczami, a nie między nimi. Taką właśnie nazwę przyjął projekt Jean-Luca De Meyera i Patricka Codenysa, którzy potem zasłynęli jako członkowie legendy EBM – Front 242. Zanim dołączyli do tej znanej formacji, w latach 1978 a 1981 tworzyli razem pod szyldem Underviewer muzykę na pierwszych dostępnych syntezatorach analogowych. Rezultatem tych prób były minimalistyczne, elektroniczne eksperymentalne utwory, w wyraźny sposób zainspirowane popem, ale jednak bazujące raczej na dźwiękowych skojarzeniach i hałasach niż na chwytliwych melodiach. Reaktywowany po latach Underviewer zabiera słuchaczy w podróż w czasie do tego momentu, w którym nie istniały jeszcze prefabrykowane dźwięki, a hiperkinetyczne rytmy dopiero miały być wynalezione. Muzycy postanowili wskrzesić swój pierwszy projekt w poszukiwaniu tego, co odczuwali w przeszłości tworząc swoją debiutancką elektronikę na starych syntezatorach. Underviewer proponuje muzykę, która zachowała ducha czasu przeszłego – jest naiwna, czysta i prosta, ale jednocześnie wypełniona szczerą, niepowtarzalną, nie dającą się podrobić ani czymkolwiek zastąpić emocją, która charakteryzowała wynalazców, odkrywców i pionierów danej estetyki.
Założona w 1973 roku w Londynie formacja Wire jest bezdyskusyjnie jedną z największych legend awangardowego rocka i muzycznego eksperymentu wogóle. Niewiele też jest w historii muzyki XX wieku zespołów równie wpływowych – do inspiracji kompozycjami Wire przyznawały się takie grupy, jak hardcorowa Minor Threat, noise-rockowe Fugazi, no wave’owe Sonic Youth czy nowofalowe The Cure. Mimo że formacja pojawiła się podczas fali brytyjskiej eksplozji punkowej, to jednak przez cały czas muzycy Wire – zarówno muzycznie, jak i światopoglądowo – zachowywali dystans od tamtej sceny i podczas swoich niezliczonych metamorfoz opierali się wciąż próbom łatwego zaszufladkowania. Muzyczna tożsamość grupy jest nastawiona na eksperyment i ciągły proces, stąd wszystkie zmiany ich brzmienia i kolejne odsłony nowych oblicz formacji – post-punkowej, industrialnej czy elektronicznej. Zespół często wymieniany jest jako jedna z najważniejszych grup lat 70-tych i 80-tych i zwykło się stwierdzać, że ich muzyka nie tylko poszerzyła dźwiękowe granice punka, ale też rocka w ogóle, wznosząc go na inny poziom. Muzyka Wire – niezależnie od ich kolejnych stylistycznych odsłon – charakteryzuje się specyficznym, klimatycznym brzmieniem i nietypowymi, niepokojącymi tekstami, w których poruszane są mroczne tematy, często nawiązujące do idei ruchu sytuacjonistów. Członkowie Wire, oprócz gry w macierzystym zespole, zaangażowani byli w stworzenie ważnych grup eksperymentalnych, takich jak Dome, Cupol, P’o czy Duet Emmo.
Program
-
07.11.2013 (czwartek)
-
PUB WLODKOWICA 21 [18:00 doors]
-
19:00 ➝ MONOPIUM
-
19:50 ➝ DEAD FACTORY
-
20:40 ➝ KOMORA A
-
21:30 ➝ MIRT
-
22:20 ➝ SZELEST SPADAJĄCYCH PAPIERKÓW
-
23:00 ➝ dj BORG vs SKULLSCRAPPER (AKA DIRK IVENS)
-
-
-
08.11.2013 (piątek)
-
GOTHIC HALL [16:30 doors]
-
17:00 ➝ ANEMONE TUBE
-
18:00 ➝ SPHERICAL DISRUPTED
-
19:00 ➝ C.H. DISTRICT
-
20:00 ➝ COLLAPSING NEW PEOPLE
-
21:00 ➝ UNDERVIEWER
-
22:00 ➝ AGENT SIDE GRINDER
-
23:30 ➝ IN THE NURSERY
-
01:00 ➝ DIVE
-
02:00 ➝ dj BORG vs SKULLSCRAPPER (aka DIRK IVENS)
-
-
-
09.11.2013 (sobota)
-
GOTHIC HALL [16:30 doors]
-
17:00 ➝ MERCYDESIGN
-
18:00 ➝ OPPENHEIMER MkII
-
19:00 ➝ IRM
-
20:00 ➝ NOTHING BUT NOISE
-
21:00 ➝ CONTRASTATE
-
22:00 ➝ BAD SECTOR
-
23:30 ➝ WIRE
-
01:00 ➝ ALUK TODOLO
-
02:00 ➝ dj EINAR
-
-
Miejsca
Browar Mieszczański
ul Hubska 44-48
Wrocław