XI Wrocław Industrial Festival

8 - 11.11.2012

Dźwiękowo-wokalny duet o tajemniczej nazwie 11 to wyjątkowe zjawisko na gruncie polskiej muzyki eksperymentalnej. Trudno nawet nazwać tę formację tradycyjnym zespołem – to raczej forma muzyczno-słownego słuchowiska, powołana do życia przez odpowiedzialnego za kompozycje, architekturę przestrzenną dźwięku i produkcję Pawła Cieślaka (znanego z takich grup jak Fonovel, Blisko Pola, Almost Dead Celebrities czy TRYP) oraz autora tekstów i pasaży wokalnych Marcina Pryta (19 Wiosen, TRYP). Ich jedyna jak do tej pory płyta, Gettokosmos to w zamierzeniu eksperyment, kreacja pewnego uniwersum, gdzie swobodnie będą mogły być propagowane idee wyzwolenia Kosmosu i jednocześnie płaszczyzna dla transmitowania informacji ze światów równoległych. Jeśli słuchacze zastanowią się chociaż przez chwilę nad statusem więźniów ludzkiego getta, kosmicznego getta, poczują empatię z bohaterami krótkich historii z płyty, cel twórców projektu będzie można uznać za osiągnięty. Surrealistycznym opowieściom formacji 11 towarzyszy muzyka zdecydowanie odwołująca się do tradycji industrialu, jednak zaprezentowana w swoistej, uwspółcześnionej i bardzo oryginalnej wersji. Analogowe dźwięki łączą się tu z cyfrowymi, melodia zderza się z hałasem, drastycznie zmienione brzmieniowo melorecytacje płyną na tle przesterowanych, okraszonych noisowymi pasażami bitów. Surowa energia i oryginalność – tak najprościej można opisać projekt o nazwie 11.

Neofolk zderza się z industrialem, cold wave z krautrockiem, pop z muzyką klasyczną. Grupa 7JK powstała w 2011 roku z połączenia sił dwóch całakowicie odmienych projektów: neoklasycznego, opierającego się głównie na wykorzystaniu akustycznego instrumentarium, angielskiego SIEBEN i polskiej elektroniczno-postindustrialnej JOB KARMY.Na wydanej w 2012 roku płycie „Anthems Flesh” artyści stworzyli całkowicie nową jakość, będącą wypadkową doświadczeń zaangażowanych w niego muzyków. Wykreowali dźwiękowe uniwersum, wypełnione wielowarstwym przetworzonym dźwiękiem skrzypiec, rytmicznym brzmieniem syntezatorów, oraz ciepłym wokalem Howdena. Druga płyta „Ride the Solar Tide” światło dzienne ujrzała w listopadzie 2016r. Podobnie jak „Anthems Flesh” wydana jest przez angielską wytwórnię Redroom Rec. Muzycznie jest nieco odmienna w stosunku do swojej poprzedniczki, określenie „apokaliptyczny pop” idealnie oddaje jej klimat.

Kalejdoskopowa podróż, mroczna wersja muzyki lounge, niezdrowe bity zanurzone w tradycji lat 60-tych XX wieku, postindustrialna i podszyta seksualnością psychodelia, chorobliwy ambient i ciężkie, bardzo ciężkie teksty – tak chyba najlepiej można określić twórczość jednoosobowego włoskiego projekt AIT!, powołanego do życia przez Tairo Cerona. Nie jest łatwo w prosty sposób gatunkowo zdefiniować muzykę tego przedsięwzięcia – prościej powiedzieć, że to wielogłowy, dźwiękowy twór, zrodzony z przeróżnych żywiołów obecnych na postindustrialnej scenie, przefiltrowanych przez pryzmat eksperymentowania i poszukiwania nowych dróg wyrazu. Tu liczy się przede wszystkim nastrój, nasuwający skojarzenia z dźwiękową podróżą na mroczny karnawał, gdzieś w obcych krainach, gdzie współgra ze sobą wszystko, co mroczne i nieczyste. Dekadencka atmosfera kompozycji projektu przywołuje wizje starych filmów erotycznych, podrzędnych klubów nocnych i zapomnianych kabaretów. Ait! przygotowuje swoje utwory z mikstury złożonej z elementów neofolku, neoklasycyzmu, lounge, muzyki cyrkowej, ścieżek dźwiękowych do starych filmów, jazzu, noise i wszelkich oblicz eksperymentu. Jeśli szukacie na postindustrialnej scenie czegoś świeżego, nowego i innowacyjnego, to ten projekt jest właśnie dla was – to najbardziej mroczne disco w historii muzyki.

Boyd Rice to bez wątpienia jedna z najbardziej prowokacyjnych i kontrowersyjnych postaci post-punkowej epoki. Ten pionier noise i specjalista od wielu form kontrkultury od późnych lat 70-tych XX wieku aż po dzień dzisiejszy działa w wielu rozmaitych sferach, przybierając role muzyka, performera, artysty plastyka, fotografa, felietonisty, wydawcy, badacza okultyzmu, filmowca, aktora, mówcy, didżeja, kuratora galeryjnego i wielu innych. Na początku swojej artystycznej drogi, tworząc awangardową i eksperymentalną muzykę pod kryptonimem NON, stał się jednym z najbardziej znaczących przedstawicieli pierwszej fali muzyki industrialnej. Jego wpływ na subkulturę poszerzył się jeszcze znacznie, wraz z jego innymi rozlicznymi akcjami i działaniami. Do historii przeszła jego niezłomna postawa w badaniu i propagowaniu outsider music, polinezyjskiej kultury tiki i świata minionej popkultury. Boyd Rice wciąż jest niezwykle aktywny i ciągle kontynuuje poszukiwania w różnych dziedzinach artystycznej i muzycznej ekspresji, nie dając się zamknąć w łatwych do zaszufladkowania kategoriach. Cały czas przyjmując postawę konfrontacyjną wobec tradycji i skostniałych schematów, Boyd Rice zapisał się w annałach undergroundu jako jedna z najbardziej wpływowych postaci ostatnich trzydziestu lat amerykańskiej kontrkultury. Jego działalność na wielu artystycznych, konceptualnych i ideologicznych frontach wciąż w głęboki i wyraźny sposób wpływa na kontrkulturę w jej rozmaitych odsłonach, w równym stopniu inspirując, jak i budząc kontrowersje.

Niemcy miały Can, Wielka Brytania dała światu Nurse With Wound, ze Stanów Zjednoczonych pochodzą The Residents, a gdyby poszukać równie ważnego dla rozwoju muzyki eksperymentalnej zespołu z Francji, to ten zaszczyt z pewnością przypadnie Déficit Des Années Antérieures – w skrócie zwanego po prostu DDAA. Bez wątpienia ta formacja jest jednym z niekwestionowanych liderów całej niezależnej, eksperymentalnej i industrialnej sceny francuskiej lat 80-tych XX wieku. Za tą radykalną i pełną utopijnych idei grupą stoi trzech samouków muzycznych – Jean-Luc André, Sylvie Martineau-Fée, Jean-Philippe Fée, którzy w latach 70-tych spotkali się na artystycznej uczelni w Caen. W muzyce projektu DDAA punktem wyjścia są zanurzone w tradycji post-punka, awangardy i surrealizmu improwizacje i dźwiękowe kolaże. Rezultatem – dźwiękowy świat pełen dziwności, ujmującej naiwności i emocjonalności. To muzyczna mikstura przyrządzona w całości z eksperymentalnych elektronicznych dźwięków, avant-punka, improwizacji, industrialu, lo-fi-no-wave i innych składników, które sprawiają, że twórczość DDAA jest jedyna w swoim rodzaju i nie ma swojego odpowiednika na całej światowej muzycznej scenie.

Projekt La Nomenklatur powstał w 1986 roku z inicjatywy muzyka o pseudonimie Tiburce, francuskiego kompozytora i audiowizualnego artysty, który stoi także za takimi przedsięwzięciami, jak Minamata czy Sonntag. Brzmienie formacji to pełen intensywności mariaż klasycznego industrialu, ekstremalnych wokali, atmosferycznych i melodyjnych fragmentów, metalowych instrumentów perkusyjnych i inteligentnego użycia sampli. Występy na żywo projektu zawsze połączone są ze współgrającymi z dźwiękiem projekcjami filmowymi, tworząc razem homogeniczną, hipnotyzującą i skłaniającą do myślenia całość. Muzyka La Nomenklatur jest bogata i złożona – czasem przybiera formę miękkich, elektronicznych pejzaży dźwiękowych połączonych z ciężkim rytmem i przesterowanym głosem, innym razem elektroniczne tło może stać się bardziej melodyjne czy wręcz symfoniczne. La Nomenklatur próbowano bezskutecznie zaklasyfikować – prawdą wydaje się stwierdzenie, że brzmienie projektu jest pomostem pomiędzy starą, klasyczną wersją industrialu a nowymi drogami, wciąż ewoluującymi w tym nurcie muzycznym.

Psychosomatic electric no muzik – tak najlepiej można określić twórczość duetu Nonstate, projektu Macieja Ożoga (byłego członka Spear, ben zeen i Aural Treat) i Bartłomieja Kuźniaka (współzałożyciela Sub Spa, QKS, Golden Nine i 2g as zmu). Realizacje dźwiękowe Nonstate powstają w wyniku eksploracji przestrzeni granicznych: pomiędzy hałasem a ciszą, między słyszalnym i tym, co pozostaje poza percepcyjnymi zdolnościami ludzkiego ucha, między ciałem i bitem informacji, między tym, co analogowe i tym, co cyfrowe. Dźwięk stanowi tu narzędzie, służące wydostaniu się poza binarne opozycje, ale jednocześnie jest przestrzenią stałego eksperymentu i analizy systemu relacji, związków, napięć, przepływów pomiędzy skrajnymi polami. Gra z opozycjami i gra opozycji w realizacjach Nonstate jest źródłem ekstremalnych doświadczeń psychosomatycznych na granicy transu i medytacji. Muzycy w swoim projekcie wykorzystują syntezatory analogowe i cyfrowe oraz preparowane i modyfikowane urządzenia elektroniczne różnego rodzaju, wraz z odpowiednio przygotowanym instrumentarium akustycznym i elektronicznym. Działania na żywo pod szyldem Nonstate przyjmują formę performansów audiowizualnych, w których dźwiękowi towarzyszą wieloekranowe projekcje, łączące zarówno przygotowane uprzednio, jak i powstające w czasie rzeczywistym obrazy wideo. W sferze wizualnej Nonstate współpracuje z VJ-em Mac Umatic.

W listopadzie 2012 roku miała miejsce premiera płyty projektu, zatytułowana chortle of cracking cells – do nabycia w formie fizycznej i do ściągnięcia z sieci w wysokiej rozdzielczości.

Bezkompromisowa, pełna punkowej buntowniczości postawa i ciężka, rytmiczna elektronika – tak najlepiej można określić twórczość weteranów brytyjskiej sceny industrialnej, formację Portion Control, której muzykę sami członkowie określają jako electropunk połączony z ciężką, rytmiczną elektroniką. Niewiele jest zespołów w równym stopniu zasłużonych dla rozwoju danej estetyki – do inspiracji twórczością tej formacji przyznają się takie gwiazdy, jak Depeche Mode, Frontline Assembly, Skinny Puppy, Nine Inch Nails i wiele innych. To właśnie Portion Control są odpowiedzialni za dźwiękową formę całej sceny cyber-goth, to także oni swoją stylistyką wpłynęli na ukształtowanie wczesnego techno. Od momentu swojego powstania w 1979 roku wciąż potrafią zadziwić swoją pełną radykalnej energii muzyką, nasyconą dynamiką, kreatywnością i bezpośrednim, ostrym przekazem. Nawet po latach ich pierwsze nagrania nie utraciły nic ze swojej świeżości i siły. Ich utwory, często łączące w sobie cechy industrialu, noise, electro, drum’n’bassu i ambientu, wciąż stanowią niedościgniony wzorzec w łączeniu eksperymentu i awangardy z pozbawioną cukierkowości i popkulturowości muzyką taneczną. Ta mająca już ponad trzy dekady żywa legenda to jeden z najważniejszych kamieni milowych w historii całego nurtu industrialnego i związanych z nim stylistyk muzyki elektronicznej.

Radio Royal to formacja nietypowa – podczas gdy większość muzyków poszukuje w swoich dźwiękach harmonii i porządku, ten czeski zespół stawia przede wszystkim na budowanie swoich kompozycji z tych elementów, które normalnie postrzegane są za zbędne, niepotrzebne czy wręcz niepożądane. Pochodzący z Pragi duet swoją twórczość opiera na dźwiękach w zwykłych produkcjach skrzętnie unikanych i odrzucanych: wszelkie sprzężenia, szumy, pomruki, dźwięki wydobywane z porysowanych płyt winylowych, umiejętnie wymieszane z found sounds – nagraniami ze starych kaset, taśm i płyt – to wszystko razem stanowi podstawowy budulec dźwiękowy Radio Royal. Muzyka w ich wykonaniu, odwołująca się do tradycji wczesnej elektroniki, krautrockowej alchemii i amerykańskiego improwizowanego noise i sound artu to oryginalna mieszanka psychodelicznych i szalonych dźwięków, zaskakujących improwizacji, psychotycznych hałaśliwych eskapad oraz hipnotyzującej i nasyconej powtórzeniami elektroniki. Ta dźwiękowa archeologia i wykorzystywanie przestarzałego sprzętu jednak wcale nie brzmi archaicznie – wręcz przeciwnie, jest to punkt wyjścia do wykreowania świeżego, współczesnego i nowatorskiego brzmienia.

W dzisiejszych czasach wciąż da się tworzyć muzykę pełną nostalgii, tradycyjnie pojmowanych piękna i melodii, pozbawionej jednak taniego i ckliwego sentymentalizmu – luksemburska formacja Rome, prowadzona przez Jerome Reutera, jest tego dobitnym przykładem. W czasach, kiedy neofolk uznano już w większości za martwy, pożerający własny ogon gatunek, Rome wydaje się być jego przyszłością i wręcz ratunkiem dla neofolkowego świata. Nie ma tu miejsca na proste gitarowe chwyty. Muzyka projektu wybiega poza schematyczność, wkraczając na pola zarezerwowane dla postindustrialnych formacji, dodając do tego spora dozę eksperymentu. To świeża kombinacja dźwięków – umiejętne wykorzystanie gitar, odwołująca się do martialu rytmiczność perkusji, przystępne melodie i urzekający, pełen mroku śpiew, potrafią oczarować słuchacza i zabrać jego umysł w wycieczkę do innego świata. W niektórych utworach, poprzez połączenie gitar i syntezatorów, muzyka Rome wychodzi daleko poza granice neofolku, nawiązując do innych gatunków, takich jak dark wave czy nowa fala. Muzyczna atmosfera, którą proponuje nam ten zespół, jest pełna intymności, sprzecznych emocji, mroku i harmonii. Zdecydowanie można uznać ten projekt za świeży powiew na całej neofolkowej scenie.

Mająca swoje korzenie we wschodnio-niemieckim undergroundzie drezdeńska formacja Sardh to kolektyw złożony z eksperymentujących audiowizualnych artystów. Powstał w roku 1987 jako fuzja muzyków, malarzy i dizajnerów związanych ze sceną improwizacyjną z Drezna. Od początku swojego istnienia muzycy Sardh działali na wielu frontach – wystawiali konceptualne performansy, prezentowali w galeriach swoją sztukę i instalacje dźwiękowe oraz organizowali koncerty i festiwale (to właśnie muzycy tej formacji stoją za istniejącym od 2001 roku festiwalem Morphonic Lab). Brzmienie Sardh opiera się na wykorzystaniu własnoręcznie zbudowanych przez muzyków instrumentów lub użyciu przedmiotów codziennego użytku jako źródeł dźwięku. Muzyka projektu to mieszaniną kolaży dźwiękowych, ambientu, noise i industrialu. To, co wyróżnia formację od wielu innych projektów z industrialnego nurtu, to prawie całkowity brak wykorzystywania przez nich wcześniej przygotowanych elektronicznych dźwięków i samplowanych wstawek. Głównym założeniem artystów jest skupienie się na bezpośredniej produkcji dźwięku przed publicznością i tym samym zaangażowanie jej mentalnie w sam proces tworzenia. Każdy ich występ na żywo jest inny, ściśle zdefiniowany przez jego miejsce i atmosferę – to wszystko służy wytworzeniu unikalnej, dramatycznej struktury powstającej muzyki i jest wyrazem intuicyjnego procesu twórczego.

Kiedy w 1979 roku w Australii powstała formacja Scattered Order, od razu zostali uznani za coś niecodziennego i niezwykłego na tamtejszej scenie. Zbyt radykalni i nastawieni na eksperymentowanie jak na scenę post-punkową, zbyt rockowi i melodyjni dla zatwardziałych awangardzistów – stali się enfant terrible australijskiego undergroundu. Już ich sama nazwa wskazuje, czego można się spodziewać po ich twórczości – to branie przypadkowych elementów i układanie ich w nową, podszytą zupełnie innymi znaczeniami całość. Przez cały czas swojego istnienia wciąż zaskakiwali słuchaczy swoją własną wizją artystyczną, wykraczaniem poza skostniałe ramy gatunkowe i łączeniem w jedno hałasu i melodii. Ich nie dająca się w łatwy sposób zaklasyfikować muzyka to zmasowany dźwiękowy atak złożony z loopów, sampli i przesterowanych gitar. Używając samplerów, MiniDisków, kaset magnetofonowych i innych mediów, w połączeniu z agresywnymi gitarowymi ścianami i trzymając to wszystko w ryzach dzięki najnowszej komputerowej technologii, prezentują swoje własne podejście do tworzenia dźwięku – swoistą, opartą o zasadę do it yourself inżynierię zwrotną, dzięki której docierają do samej istoty muzyki, demolują ją i budują na nowo.

Kiedy pochodząca z angielskiego Blackpool formacja Section 25 zadebiutowała w 1977 roku, z miejsca zyskała niemalże status zespołu kultowego. Ich zanurzona w post-punkowej rebelii twórczość była określana jako coś niezwykłego, posiadającego surową i wręcz mistyczną siłę oddziaływania na umysły słuchaczy. Punkowa agresja, dopełniona pierwiastkiem oryginalności i niepokoju, sprawiła, że Section 25 stał się jednym z ulubionych zespołów samego Iana Curtisa z Joy Division, który zresztą wyprodukował ich debiutanckiego singla. Ich utwory, będące mariażem elektroniki, najbardziej surowej odmiany post-punka i kosmicznej psychodelii, zdecydowanie wybijały się w post-punkowego paradygmatu, ciążąc w stronę eksperymentu i zaskakujących muzycznych poszukiwań. Nagrywając dla wpływowej wytwórni Factory stali się czołowym przedstawicielem jej bardziej awangardowego skrzydła. Muzyka grupy zawsze była niezwykle ekspresyjna i hipnotyzująca i o dekadę wyprzedziła masywne bity i ambient, który spopularyzował się w latach 90-tych XX wieku. Cechujące twórczość formacji hipnotyczne linie basowe, niemal kłujące uszy słuchacza motoryczne bębny oraz skorodowane melodie i sprzężenia sprawiły, że brzmienie zespołu zostało uznane za wyjątkowo unikalne, nawet jak na ówczesną bogatą brytyjską scenę. Mimo zawieszenia działalności w latach 80-tych, grupa powróciła na sceny muzyczne ze swoją odświeżoną, nastawioną przede wszystkim na żywiołową elektronikę wersją.

Co oznacza słowo juggernaut? To dosłowna lub metaforyczna siła, niemożliwa do zatrzymania i niszcząca wszystko na swej drodze; to oponent, z którym nie można wygrać; to przytaczająca potęga, która burzy i wymaga całkowitego samo-poświęcenia. Jak można się domyślać zespół, który przyjął taką nazwę, nie gra muzyki łatwej i przyjemnej w odbiorze. Muzycy belgijskiego projektu The Juggernauts mówią wprost – nie spodziewajcie się po nas grania na akustycznych gitarach, fletach czy dudach, nie chcemy też tworzyć zupełnie nowego stylu ani brzmienia. Ta deklaracja jest szczerą prawdą i znajduje swoje odbicie w kompozycjach zespołu, tworzonego przez Borga (członka The Klinik i Vomito Negro) oraz Glenna (z Radical G.). Prawie całkowity brak melodii, nastawienie na niezwykle mocną rytmikę, zimne precyzyjne, maszynowe bity – The Juggernauts ze swoją bezkompromisowością stanowią jedną z najbardziej radykalnych odsłon EBM.

The Klinik powstało w 1984 roku z inicjatywy Marca Verhaeghena, dzięki któremu połączone siły Absolute Body Control i The Maniacs stworzyły supergrupę Absolute Controlled Clinical Maniacs, pod której skróconą nazwą grają aż do dziś. Obok Front 242 i The Neon Judgement, formację uznaje się za jedną z najbardziej wpływowych grup z belgijskiej sceny muzyki industrialnej i elektronicznej. Ich zimna wersja surowego EBM-u, wypełniona agresywnymi wokalizami Dirka Ivensa i uzupełniona syntezatorowymi brzmieniami w wykonaniu Verhaegena, nie ma sobie równych na całej scenie tanecznego industrialu. Ta mająca swoje korzenie w estetykach minimalu, coldwave czy industrialnego techno muzyka nie potrzebuje tanich taktyk w postaci niemiłosiernego zwiększenia głośności, doprowadzającego uszy słuchacza do krwawienia – muzycy formacji nie muszą uciekać się do takich praktyk, by wywrzeć piorunujące wrażenie. Ich siła tkwi w pełnym zrozumieniu zasad rządzących kompozycją minimalistycznych utworów. W tym minimalizmie nie ma miejsca na ego poszczególnych członków – to właśnie ten fakt sprawił, że The Klinik stało się tak wpływowym i docenionym zespołem, który doczekał się całej rzeszy naśladowców. Czasami należy stwierdzić, że „mniej znaczy więcej” – to hasło The Klinik bezkompromisowo wprowadza w życie swoją twórczością, a w połączeniu z rzadkim talentem muzycznej kreatywności jej członków doprowadziło to do uznania tej formacji za jednego z głównych przedstawicieli gatunku.

Muzyków często pociągało łączenie starej, tradycyjnej, plemiennej muzyki z nowoczesną elektroniką. Pierwotne rytmy i współczesne bity, siła i tajemnice natury wraz z zaawansowaną technologią – w takiej konwencji duet Tzolk’in osiągnął prawdziwą maestrię. Za tym projektem kryją się połączone siły dwóch tuzów dark ambientu, współczesnej muzyki odwołującej się do rytualności i plemienności oraz eksperymentalnej elektroniki – belgijska formacja Empusae i francuski Flint Glass. Tzolk’in jest konceptualną kreacją zainspirowaną mitologią Majów i ich starożytnym astrologicznym kalendarzem, od którego projekt zresztą zaczerpnął swoją nazwę. Od samego początku swojego istnienia ich podejście do tworzenia dźwięku zaowocowało kilkoma nowatorskimi muzycznymi perspektywami – połączeniem wyrazistych, pełnych agresji i złowieszczości pejzaży dźwiękowych wziętych wprost z twórczości Empusae i charakterystycznych dla Flint Glass rytmicznych ambientowych kompozycji. Końcowy projekt jest majestatyczny i epicki, często kojarzący się z tradycją martial industrialu, nasycony poczuciem tragizmu, a momentami wyciszającą medytacyjnością. Tzolk’in z łatwością może być postrzegany jako egzotyczny soundtrack do fantomów martwej cywilizacji, w którym ceremonialne, głębokie tony łączą się z siła i mocą industrialnej muzyki.

Wieloryb to bez wątpienia jeden z najdłuższych stażem reprezentantów polskiej sceny około-industrialnej. Powstały w 1994 roku projekt kroczył po wielu ścieżkach elektronicznej rewolucji: od techno-industrial, poprzez minimalne techno, hardstep, dub, ambient, aż po trip hop, new electro i rytmiczny noise – dlatego też wyraz „elektronika” wydaje się być jedynym słowem-wytrychem w pełni obejmującym artystyczną tożsamość formacji. Muzyka Wieloryba jest nasycona aż po brzegi radykalnym eksperymentatorstwem i poszukiwaniem nowych form wyrazu. Raz głośna i agresywna, raz wyciszona i hipnotyczna, charakteryzuje się jednym stałym elementem – umiejętnym wykorzystaniem rytmu, wybijanego szeroką gamą elektronicznego instrumentarium. Podczas całego swojego istnienia projekt nawiązywał do przeróżnych konwencji i koncepcji artystycznych – od hołdu dla klasycznej elektroakustyki, poprzez badanie właściwości ludzkiej mowy, aż po taneczne formy.

Kompleksowa architektura hipnotycznych dźwięków i rytmiki, nawracających w stałych interwałach – to wszystko w połączeniu z dudniącymi bitami definiuje unikalny styl formacji Winterkälte – styl wypełniony abstrakcyjną, dźwiękową agresją, której głównym celem jest system nerwowy słuchacza i jego połączenia neuronalne. Niszczący, bezlitosny rytm stopiony w jedność z ciężką elektroniką, tworzy pełną gwałtowności, przesterowaną i niejednolitą sferę hałasu. Ich muzyka czasami wydaje się być wcieleniem czystej formy całego industrialnego nurtu – długie, pełne negatywnych emocji, złowieszcze dźwięki nie pozostawiają słuchacza obojętnym. W utworach formacji nie ma miejsca na wytchnienie czy zadumę – to bezlitosny, radykalny atak dźwięków, który oddziaływa wręcz organicznie. Ta muzyka, oparta przede wszystkim na zniekształconym i przesterowanym bicie, nasycona koncepcjami związanymi ze środowiskiem naturalnym człowieka, to idealne wcielenie w życie idei rhythmic power noise. W twórczości Winterkälte nie ma śladu życia, nie ma wokalu, nie ma żadnych dźwięków instrumentalnych – jest za to agresywna i zintensyfikowana do granic percepcji ściana elektronicznego dźwięku, mechaniczny rytm, który dryfuje i rozwija się w utwory. To odpowiednia ścieżka dźwiękowa dla świata pełnego braku szacunku stechnologizowanych społeczeństw przełomu mileniów dla natury.

XI Wrocław Industrial Festival

Powrót do góry